Byłam dość oporna w rozpoczęciu walki o formę i
kondycje. Od jakiegoś czasu odkładałam to na nieokreślone później. Pod koniec
miesiąca zawsze ten cel pozostawał nie wykreślony i przechodził na
kolejny miesiąc, w którym to już na pewno miałam zacząć ćwiczyć. I w końcu
nastąpił przełom. Uświadomiłam sobie, że przecież nikt mnie do tego nie zmusi.
Nikt nie będzie stał przy mnie i pilnował bym zaczęła się ruszać. Chcę to
zrobić dla siebie. Nie chce za bardzo chudnąć, a tylko wyrzeźbić mięśnie i
poprawić kondycje. No może troszkę tłuszczyku z boczków przydałoby się zgubić
;)
Dzisiaj mija już tydzień od kiedy wzięłam
się w garść i zaczęłam moją przygodę z ćwiczeniami (na zmianę te z zakładki
Sport & Beauty). Jak na razie mam energie i chęć, a zazwyczaj kończyłam po
2 dniu więc to już sukces ;) zawsze mówiłam sobie „Jestem zmęczona, a jak
dzisiaj nie poćwiczę to nic się nie stanie, jutro znowu będę ćwiczyć” i to
jutro odkładane było w nieskończoność aż w końcu dochodziłam do wniosku, że
teraz to nie ma sensu bo trzeba by zaczynać od nowa w więc znowu odkładałam to
na bliżej nieokreślony czas.
3-go dnia miałam okropne zakwasy na
brzuchu. Ledwo się mogłam schylać, ale się nie poddałam i ćwiczyłam. Nie wykonywałam
tyle powtórzeń ile było w planie, bo moje mięśnie odmawiały aktywności. Nawet
wstanie z podłogi było nie lada wyczynem, ale tyle ile mogłam to robiłam. I
uważam że postąpiłam dobrze, a zakwasy się troszkę zmniejszyły następnego dnia.
Gdybym sobie odpuściła wtedy to dzisiaj nie cieszyłabym się, że minęło już 7
dni ;)
No i muszę się pochwalić, że brzuch
zrobił się już bardziej płaski ;D a zostały jeszcze 3 tygodnie, już się nie
mogę doczekać efektu końcowego :D
Dodatkowo dzisiaj zaczęłam program
ćwiczeń 30 Day Shred autorstwa Jillian Michaels. Jest to program
składający się z 3 poziomów. Na każdy z nich z założenia mamy po 10 dni. Po
pierwszym dniu muszę przyznać, że trochę się spociłam i musiałam sobie zrobić
jedną przerwę w trakcie, bo złapała mnie kolka. Ale Level 1 wydaje mi się
wprost idealny dla mnie, nie za trudny nie za łatwy i trwa ok. 27 minut, a tyle
zawsze da się znaleźć w ciągu dnia. Sama Jillian przypadła mi do gustu - dużo
mówi, tłumaczy i motywuje. I jestem pod wrażeniem tego, że robiąc te ćwiczenia
ona ma jeszcze siłę gadać :)
Do wytrwania w ćwiczeniach motywuje mnie moja "mini tablica motywacyjna" na której po każdej serii
ćwiczeń dumnie skreślam kolejny dzień. Mam nadzieje, że wyrobie sobie nawyk
codziennego ćwiczenia, a wtedy może od października zapisze się dodatkowo na
jogę albo zumbe ;)
Trzymajcie kciuki!
Trzymajcie kciuki!
30 day shred - uwielbiam ;D
OdpowiedzUsuńpowodzenia :D ! ja sie w sobie zbieram i zbieram.... :D
OdpowiedzUsuń