sobota, 17 listopada 2012

     Ostatnie tygodnie były ciężkie. Miałam strasznie dużo na głowie, a mało energii i chęci do zrobienia czegokolwiek. Dodatkowo dopadło mnie jesienne przeziębienie. Czułam się źle i miałam wymówkę, żeby nic nie robić. Efektem tego są zaległości nie tylko na uczelni ale również w innych dziedzinach. Przez te dwa tygodnie praktycznie nie ćwiczyłam. Spałam do 10. Olałam całkowicie języki. A o innych listopadowych planach już nie wspomnę. 

    Jedyne czego nie zaniedbałam przez ten czas to projekt dotyczący poszerzania strefy komfortu. Oprócz błahych rzeczy typu inne uczesanie, czy powrót do domu inną drogą załatwiłam przez telefon dwie ważne sprawy. Zabierałam się do tych rozmów kilka godzin. Za każdym razem gdy już wklepałam numer zamiast wcisnąć zieloną słuchawkę ja wybierałam czerwoną. I nie pomagały tłumaczenia, że przecież te osoby mnie nie znają, że przez telefon mnie nie zjedzą, że udzielanie informacji to przecież ich praca i na pewno będą mili. Namawiałam nawet Narzeczonego żeby zadzwonił za mnie. Na moje (nie)szczęście on wie o moim strachu przed rozmowami telefonicznymi z nieznajomymi i się nie zgodził. Długo to trwało ale w końcu się przemogłam. I wiecie co? Przeżyłam! Okropnie się cieszę, że w końcu udało mi się przełamać. Te dwa telefony pokazały mi, że w sumie to nic strasznego. Liczę na to, że małymi kroczkami uda mi się całkowicie pozbyć tego lęku. I z każdym telefonem będzie już tylko lepiej. 

    W Policealnej również robie postępy. Poznałam kilka wspaniałych dziewczyn. Jestem pod wrażeniem, że tak dobrze się dogadujemy, bo każda z nas jest w innym wieku i na innym etapie życia. Już umówiłyśmy się w tygodniu na kawę. Czuję, że wychodzę do ludzi i staję się inną osobą. Jestem bardziej otwarta, uśmiechnięta. Mam więcej ochoty na spotkania towarzyskie. W ciągu tych dwóch tygodni widziałam się 3 razy z przyjaciółkami i z jedną umówiłam się w przyszłym tygodniu na lodowisko. Od czasu kiedy poszłyśmy na studia i każda z nas dojeżdża do innego miasta, zdarzało się, że nie widziałyśmy się nawet dwa miesiące. Musze jeszcze znaleźć czas i do końca miesiąca umówić się z jeszcze jedną dawno niewidzianą koleżanką. 

Studia to ma być czas poznawania ludzi i największych szaleństw, nie chce obudzić się za kilka lat i stwierdzić, że przegapiłam młodość. A odkąd się zaręczyłam to strasznie się wyciszyłam i uspokoiłam. Straciłam spontaniczność i swoje dawne ja. Jedynie podczas moich małych podróży pozwalałam sobie na odrobinę szaleństwa. Trzeba to zmienić i sprawić, żeby każdy dzień był taką małą podróżą.

3 komentarze:

  1. no właśnie ludzie w związku często rezygnują z imprez i wychodzenia gdzieś z domu, nie wspominam już o tym, żeby wychodzić osobno. A takie wychodzenie może poprawić relacje z partnerem, wprowadzić trochę życia, poczucia realizacji i nie zaniedbywania nikogo i niczego :) też nie lubię gdzieś dzwonić, niestety moja praca wymaga ciągłego dzwonienia ;DD i tak czasem gadam z Francuzami po rosyjsku ;D kali pić kali jeść na migi przez telefon ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie lubię rozmawiać przez telefon i nie mam pojęcia skąd się to bierze, nawet ze znajomymi nie lubię rozmawiać przez telefon :P.
    I do dobrych wniosków doszłaś, że teraz jest najlepszy czas an spontaniczność, też jakiś czas temu doszłam do takich wniosków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na małe odpytywanie ;)
    http://happiness-in-action.blogspot.com/2012/11/liebster.html

    OdpowiedzUsuń