Moja przygoda z prawo jazdy zaczęła się ponad 2 lata
temu, a dokładniej w listopadzie 2009 r. Wtedy zapisałam się na kurs i chodziłam
na wykłady. Instruktor okazał się strasznie niemiły, za pierwszym razem
zamiast mi wszystko spokojnie wytłumaczyć krzyczał na mnie, że nie zmieniam
płynnie biegów, że źle kręcę, że za wolno itp. Każda godzina była koszmarem (jakieś
5h), na szczęście pana instruktora zwolnili i dostałam numer do kolejnego.
Jakoś tak wyszło, że wznowiłam kurs dopiero w marcu. Tym razem instruktor był miły,
jeździłam sobie po mieście a on przy okazji załatwiał swoje sprawy. Na początku
mi to nie przeszkadzało. Zapisałam się egzamin,
termin na połowę czerwca. Został tydzień do egzaminu, a ja nadal nie parkowałam, gdy
się o to upomniałam to instruktor stwierdził, że nie jestem jeszcze gotowa. Dopiero gdy zostały mi 2 godziny on
pokazał mi raz jak zaparkować równolegle oraz kilka razy prostopadle i skośnie.
Przyszedł egzamin - oczywiście wynik negatywny. Kolejny egzamin na sierpień,
dokupiłam jazdy u tego samego instruktora i tu popełniłam duży błąd. Jazdy wyglądały
dokładnie tak samo jak wcześniej, mimo że upominałam się o parkowanie. Kolejny egzamin
– wynik negatywny, nadal nie potrafiłam parkować równolegle.
Następny egzamin 3
dni później i tu już dokupiłam jazdy u innego instruktora. Gdy jeździł ze mną
po mieście i dowiedział się u kogo wcześniej jeździłam złapał się za głowę. Niestety
3 egzamin zakończył się również wynikiem negatywnym. Tym razem już całkowicie z
mojej winy. Stres zrobił swoje i ostatecznie wymusiłam pierwszeństwo.
Zniechęciłam się do prowadzenia samochodu.
I tak żyłam
przez 2 lata. Aż w końcu postanowiłam to zmienić. Pojechałam do ośrodka WORD i zapisałam się na kolejny
egzamin (były małe kłopoty z tym, bo nie było już moich papierów). Tym razem
wybrałam świadomie instruktora, według danych statystycznych z WORDu. Polecało mi go także kilkoro znajomych.
Po 10 godzinach jazd z nim mogę śmiało powiedzieć, że nauczył mnie dużo więcej
niż wcześniejszy instruktor przez 35 godzin. Uczył mnie od zera. Bo po tych 2
latach przerwy nie pamiętałam praktycznie nic. Teraz parkowanie nie wzbudza już
we mnie panicznego strachu. Choć przyznaje, że nie zawsze mi wychodzi.
Najważniejsze punkty na trasach egzaminacyjnych znam. Wiem, że mam duże szanse
zdać. Teraz potrzebuję tylko opanować stres.
Cała ta historia z prawkiem, uświadomiła mi że nie
warto się poddawać i trzeba podejmować rozsądne decyzje. Mogłam bardziej przyjrzeć
się szkole w której wykupiłam kurs.
Mogłam poprosić o
kolejną zmianę instruktora. Może by to coś dało, a może nie. Teraz jestem
bogatsza o to doświadczenie i drugi raz nie popełnię takich błędów.
A egzamin
już jutro. Trzymajcie mocno kciuki! :)
Jutro
również wyjeżdżam niańczyć chrześnice i wracam dopiero w sobotę. Sądzę, że po
tym całym stresie z egzaminem taki wyjazd dobrze mi zrobi. Odpocznę i
zregeneruje siły, aby pełna motywacji wrócić na tydzień do domu i z podwójna
siłą wziąć się za włoski :)
Zycze powowdzenia, szerokiej drogi i gumowych drzew :-) a potem nic tylko jezdzic i jezdzic.
OdpowiedzUsuńSwoja droga tez powinnam wziasc z Ciebie przyklad i wykupic jazdy. Planuje to jednak dopiero na wiosne. Teraz inne sprawy sa dla mnie wazniejsze.
Pozdrawiam,
Kataleja
Ach, trzymam kciuki! Ja też walczę z prawkiem i przyznaję, że już trochę opuszcza mnie wiara w to, że się uda...
OdpowiedzUsuńNo ale może jednak się uda...
Tobie życzę powodzenia!:)
Sama 'siedzę' w temacie prawa jazdy, dlatego tym bardziej gorąco Ci kibicuję! Koniecznie daj znać jak poszło! :)
OdpowiedzUsuńA odpoczynek po egzaminie to jak najbardziej trafiony pomysł! :)
Powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńJak ja to dobrze znam... 4 egzaminy oblałam, ostatni w czerwcu i straciłam ochotę, żeby to zdawać...ale Tobie zyczę powodzenia!
OdpowiedzUsuń