niedziela, 5 sierpnia 2012

    Moja przygoda z prawo jazdy zaczęła się ponad 2 lata temu, a dokładniej w listopadzie 2009 r. Wtedy zapisałam się na kurs i chodziłam na wykłady. Instruktor okazał się strasznie niemiły, za pierwszym razem zamiast mi wszystko spokojnie wytłumaczyć krzyczał na mnie, że nie zmieniam płynnie biegów, że źle kręcę, że za wolno itp. Każda godzina była koszmarem (jakieś 5h), na szczęście pana instruktora zwolnili i dostałam numer do kolejnego. 

   Jakoś tak wyszło, że wznowiłam kurs dopiero w marcu. Tym razem instruktor był miły, jeździłam sobie po mieście a on przy okazji załatwiał swoje sprawy. Na początku mi to nie przeszkadzało. Zapisałam się egzamin, termin na połowę czerwca. Został tydzień do egzaminu, a ja nadal nie parkowałam, gdy się o to upomniałam to instruktor stwierdził, że nie jestem jeszcze gotowa. Dopiero gdy zostały mi 2 godziny on pokazał mi raz jak zaparkować równolegle oraz kilka razy prostopadle i skośnie. Przyszedł egzamin - oczywiście wynik negatywny. Kolejny egzamin na sierpień, dokupiłam jazdy u tego samego instruktora i tu popełniłam duży błąd. Jazdy wyglądały dokładnie tak samo jak wcześniej, mimo że upominałam się o parkowanie. Kolejny egzamin – wynik negatywny, nadal nie potrafiłam parkować równolegle. 

   Następny egzamin 3 dni później i tu już dokupiłam jazdy u innego instruktora. Gdy jeździł ze mną po mieście i dowiedział się u kogo wcześniej jeździłam złapał się za głowę. Niestety 3 egzamin zakończył się również wynikiem negatywnym. Tym razem już całkowicie z mojej winy. Stres zrobił swoje i ostatecznie wymusiłam pierwszeństwo. 

   Zniechęciłam się do prowadzenia samochodu. I tak żyłam przez 2 lata. Aż w końcu postanowiłam to zmienić. Pojechałam do ośrodka WORD i zapisałam się na kolejny egzamin (były małe kłopoty z tym, bo nie było już moich papierów). Tym razem wybrałam świadomie instruktora, według danych statystycznych z WORDu. Polecało mi go także kilkoro znajomych. Po 10 godzinach jazd z nim mogę śmiało powiedzieć, że nauczył mnie dużo więcej niż wcześniejszy instruktor przez 35 godzin. Uczył mnie od zera. Bo po tych 2 latach przerwy nie pamiętałam praktycznie nic. Teraz parkowanie nie wzbudza już we mnie panicznego strachu. Choć przyznaje, że nie zawsze mi wychodzi. Najważniejsze punkty na trasach egzaminacyjnych znam. Wiem, że mam duże szanse zdać. Teraz potrzebuję tylko opanować stres.

   Cała ta historia z prawkiem, uświadomiła mi że nie warto się poddawać i trzeba podejmować rozsądne decyzje. Mogłam bardziej przyjrzeć się szkole w której wykupiłam kurs. Mogłam poprosić o kolejną zmianę instruktora. Może by to coś dało, a może nie. Teraz jestem bogatsza o to doświadczenie i drugi raz nie popełnię takich błędów.

   A egzamin już jutro. Trzymajcie mocno kciuki! :)

   Jutro również wyjeżdżam niańczyć chrześnice i wracam dopiero w sobotę. Sądzę, że po tym całym stresie z egzaminem taki wyjazd dobrze mi zrobi. Odpocznę i zregeneruje siły, aby pełna motywacji wrócić na tydzień do domu i z podwójna siłą wziąć się za włoski :)

5 komentarzy:

  1. Zycze powowdzenia, szerokiej drogi i gumowych drzew :-) a potem nic tylko jezdzic i jezdzic.

    Swoja droga tez powinnam wziasc z Ciebie przyklad i wykupic jazdy. Planuje to jednak dopiero na wiosne. Teraz inne sprawy sa dla mnie wazniejsze.

    Pozdrawiam,
    Kataleja

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, trzymam kciuki! Ja też walczę z prawkiem i przyznaję, że już trochę opuszcza mnie wiara w to, że się uda...
    No ale może jednak się uda...
    Tobie życzę powodzenia!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama 'siedzę' w temacie prawa jazdy, dlatego tym bardziej gorąco Ci kibicuję! Koniecznie daj znać jak poszło! :)
    A odpoczynek po egzaminie to jak najbardziej trafiony pomysł! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja to dobrze znam... 4 egzaminy oblałam, ostatni w czerwcu i straciłam ochotę, żeby to zdawać...ale Tobie zyczę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń