poniedziałek, 24 września 2012

    Moje małe wyzwanie dobiegło końca. Tydzień minął bardzo szybko, a na efekty nie trzeba było długo czekać. 

    Już drugiego dnia, tuż po wyjściu od fryzjera czułam się jak „milion dolarów”. Fryzjerka dobrała odpowiedni kolor do mojego typu urody (w rzeczywistości dużo się nie różni od naturalnego więc nie będzie problemu z odrostami) i doradziła w wyborze nowej fryzury. Nie wiem co dokładnie zrobiła, ale moje włosy zyskały objętość i znowu się kręcą mimo, że nadal są długie :) Do tego zwiewna sukienka, szpilki oraz delikatny makijaż. Zazwyczaj jestem traktowana jak 15-letnia dziewczynka i byłam przeszczęśliwa, gdy usłyszałam w sklepie: „Czym mogę Pani służyć?”. Dodatkowo Narzeczonego, aż zatkało na mój widok. Stwierdził, że on chce mnie częściej taką widywać. Poczułam się naprawdę jak kobieta.
 
    Kolejnego dnia zrobiłam sobie Domowe SPA. Maseczki, balsamy, manicure, pedicure - taki dzień tylko dla mnie. Przejrzałam wszystkie kosmetyki, wyrzuciłam te przeterminowane, a resztę spisałam. W końcu wiem ile czego mam i nie będę niepotrzebnie wydawać pieniędzy na kolejny balsam, bo wiem, że na półce stoją jeszcze 3. Dlatego od teraz rusza przez wszystkich znany „Projekt Denko”. Stworzyłam również „Plan pielęgnacyjny”, a wieczorem wybrałam się na Jogę. Jestem zafascynowana tymi zajęciami, kobiety w każdym wieku o różnej posturze i na różnym stopniu zaawansowania. Myślałam, że będę czuć się nieswojo, ale nic bardziej mylnego. W sali czuć było pozytywną energię. Jak dla mnie większość asanów była za trudna, wymagały rozciągnięcia i równowagi, ale to moje pierwsze zajęcia więc się nie zrażałam, gdy coś nie wychodziło. Poczułam każdy mięsień swojego ciała, było to bardzo przyjemne. Na zakończenie 5 minut medytacji i wszyscy wyszli uśmiechnięci. W ciągu godziny wyciszyłam się, odsunęłam od świadomości wszystkie problemy i odnalazłam wewnętrzny spokój. Bardzo bym chciała uczęszczać na te zajęcia regularnie, jednak mam teraz inne wydatki. Dlatego postanowiłam raz w tygodniu ćwiczyć sama w domu, a gdy wszystko wróci do normy (może od nowego roku) wykupie karnet :)

    Późne wieczory spędzałam pod kocem z kubkiem ciepłej herbaty, albo kakao i oglądałam kobiece filmy (Amelia, Volver, Pamiętnik, Godziny, Mój tydzień z Marilyn). Największe emocje wzbudził we mnie „Pamiętnik”. Film zachwycił mnie od pierwszych minut i jeszcze na pewno nie raz do niego powrócę. Za to największym rozczarowaniem dla mnie okazał się „Mój tydzień z Marilyn”. Marilyn wydała mi się kruchą lalką, zagubioną i niepewną swojego talentu. Jednak film oceniam jako dobry, po prostu spodziewałam się troszkę czegoś innego. Sądzę, że takie filmy potrafią zainspirować, dlatego raz w miesiącu znajdę chwilę na obejrzenie czegoś w tym stylu.

    Podsumowując ten tydzień był dobry i dla ciała i dla ducha. Pomógł mi odnaleźć głęboko skrywaną kobiecość. Stałam się pewniejsza siebie, łatwiej nawiązuje kontakty. Zrozumiałam, że od czasu do czasu potrzebuję spokoju i wyciszenia, że nie da się żyć ciągle na najwyższych obrotach. Będę częściej ubierać się kobieco, jednak nie  polecam wysokich butów na 8 godzinne bieganie po sklepach :) sylwetka jest ładniejsza, czułam się pewniej, ale nogi okropnie bolały, a po za tym zbyt długie chodzenie na obcasa wspomaga powstawanie cellulitu, a tego każda z nas chce uniknąć. Dodatkowo zauważyłam, że sposób ubierania wpływa na sposób myślenia. Gdy ubieram się elegancko zachowuje się dojrzalej, podejmuje odpowiedzialne decyzje, a gdy ubieram się zwyczajnie często podejmuje nieprzemyślane decyzje pod wpływem impulsu. Sądzę, że to jest również powód tego jak odbierają mnie inni.

4 komentarze:

  1. Takiego pojęcia samorozwoju właśnie brakuje mi w blogach. Pewnie czujesz się świetnie i jesteś szczęśliwa. Ach... zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że świetnie Ci taki tydzień kobiecości zrobił i na ciało i na psychikę :)

    Ja sama od pewnego czasu nieco kombinuję w tę stronę: więcej sukienek i spódnic, mniej wyciągniętych t-shirtów. jakieś maseczki na twarz, serum na końcówki, balsamy, perfumy... zaczynam powoli dojrzewać do swojej kobiecości, która gdzieś tam zawsze była spychana na bok dla wygody i z braku czasu i chęci.

    Ps. fryzjerów się boję. Idę do takiego podciąć końcówki i nawet jeśli zajarzy, że końcówki nie oznaczają połowy włosów i zetnie c 2 centymetry to i tak wychodzę z silnym przekonaniem, że jestem już zupełnie łysa... XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale zawiało optymizmem :):) Super aż sama nabrałam ochoty, no poczucie się kobieco! :) Super:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post. Naprawdę genialny pomysł z tym tygodniem kobiecośći, ja chcę wprowadzić jeden dzień kobiecości w tygodniu na stałe ;)

    OdpowiedzUsuń