wtorek, 9 października 2012

    Pierwszy tydzień roku akademickiego minął bardzo szybko. W końcu dostałam plan zajęć i muszę stwierdzić, że tak dobrego planu jeszcze nie miałam. Poniedziałki wolne. Wtorki co dwa tygodnie wolne. Środy tylko wf. Zostaje czwartek (do 16) i piątek (do 15.00). A tak nas starsze roczniki straszyły, że V semestr jest najcięższy (co prawda projekt budowlany będzie trudny, bo dużo wymagających części a mało czasu), a tu tyle wolnego i żadnych okienek między zajęciami. Studiowanie w Zamiejscowym Ośrodku Dydaktycznym ma swoje plusy. Na moim roku są tylko 2 grupy (jest nas ok. 50 osób), więc można ułożyć plan tak by nikt nie musiał czekać (jedna grupa ma ćwiczenia przed wykładami, a druga po). Dodatkowo w dziekanacie zdają sobie sprawę, że większość studentów dojeżdża i chce być jak najszybciej w domu więc nie robią nam półtoragodzinnych okienek na obiad. 

    Jedyny minus (oczywiście nie jest temu winna Politechnika) to odcięcie miasta moich studiów od reszty świata. Praktycznie codziennie wyznaczany jest nowy objazd i do ostatniej chwili nie wiem czy zdążę na zajęcia, czy autobus będzie stał w korku albo pojedzie dalszą drogą. To samo w drodze powrotnej. Stojąc na przystanku, nie mam pojęcia czy autobus pojechał przed czasem czy spóźnia się półgodzinny. Chyba pora rozejrzeć się za własnym samochodem, tylko nie wiem czy to mi coś da bo korków nie przefrunę ;) 

    Gdy zobaczyłam stały plan to utwierdziłam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam decydując się jeszcze na szkołę policealną. Przecież będę mieć „weekend” w środku tygodnia ;) 

Widok na Skrzyczne
    A ostatni prawdziwy luźny weekend spędziłam u rodziny w górach. Była to moja nagroda za zrealizowanie ponad 60% planów wrześniowych. Naładowałam się pozytywną energią. Pogoda dopisała i muszę przyznać, że góry są najpiękniejsze jesienią. Z daleka wyglądają jak kolorowy dywan. A szuranie i obrzucanie się liśćmi kojarzy mi się z dzieciństwem. Pierwszy raz dałam się namówić na grzybobranie i nawet mi się spodobało. W porównaniu do mojej kuzynki zebrałam mało, ale ona ma wieloletnią wprawę i wie gdzie szukać ;) Od razu po przyjściu do domu zrobiłyśmy jajecznicę ze świeżych maślaków, a resztę przywiozłam do domu. Poprosiłam już babcię żeby nauczyła mnie robić zupę grzybową.

Duże wiaderko to zbiory mojej kuzynki, a małe moje znaleziska ;)

2 komentarze:

  1. Polska w budowie... tak jest chyba wszędzie. O gór jesienią jeszcze nie widziałam. Jak dla mnie i tak zebrałaś sporo (to Twój koszyk ten po prawo?) Ja nigdy nie widze grzybów i każdy kto idzie za mną to po mnie poprawia:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak ten na prawo jest mój :) ja na początku widziałam same trujące, ale później kuzynka powiedziała mi gdzie szukać i w końcu trochę jadalnych znalazłam :)

      Usuń