poniedziałek, 14 maja 2012

         Maj jakiś taki leniwy jest. Niby robię coś, ale to jest tylko niezbędne minimum. Na uczelni co chwilkę jakieś wolne, a to długi weekend, dzień sportu, korowód studencki, za chwilę IGRY, a później już czerwiec i Boże Ciało. Powinnam się cieszyć, a nie narzekać. Ale to jest tak, że im więcej rzeczy mam na głowie tym bardziej potrafię się zmobilizować do pracy. Projekty nadal są w fazie „kiedyś się zrobi” (co prawda już 3 z 8 zaliczone, a jeszcze 1 czeka na ocenę), a ja siedzę i się obijam zamiast je kończyć. Bo jak mówi jedno z przykazań Lenia:
 " Co masz zrobić dziś zrób pojutrze, będziesz miał dwa dni wolnego. "
Chyba lubię ten dreszczyk emocji gdy zastanawiam się czy zdążę ze wszystkim, no i te nie przespane noce w czasie sesji, po których wyglądam jak zombi :)
 Czas, który przeznaczam na dojazd na uczelnie i kilka godzin, które zazwyczaj tam spędzam mogłabym poświęcić na coś produktywnego. Przeważnie budzę się po 6, ale leże w łóżku do 10. Później śniadanie, codzienny przegląd internetu, drobne porządki, a na koniec spacer z psem. No i mamy już 13. Za godzinę będzie obiad więc nie opłaca mi się czegoś zaczynać. Po posiłku trzeba odpocząć, bo jedzenie męczące przecież ;) gdy w końcu się opamiętam jest już po 15 i normalnie tak bym wracała z uczelni i brała się do roboty.
Mam czas, który mogłabym przeznaczyć na naukę języków, czytanie książek, albo zacząć przygotowania do zbliżających się kolokwiów czy nawet sesji. A ja go po prostu marnuję. Trzeba zmienić moje lenistwo. Znaleźć motywację i zabrać się za zmianę nawyków.

Muszę się jednak pochwalić, że jak na razie udaje mi się codziennie pić dużą szklankę wody :) Zazwyczaj to są nawet dwie szklanki. Wydaje mi się, że powoli wchodzi mi to w nawyk. I zawsze rano przed wyjściem na uczelnie machinalnie sięgam po wodę. Cieszy mnie, że przynajmniej tyle osiągnęłam w tym miesiącu :D

2 komentarze:

  1. Jak ja Ciebie doskonale rozumiem. kiedyś miałam podobnie, za nic nie mogłam się mobilizować. Ale to prawda, im mniej obowiązków, tym mamy mniej czasu, mniej robimy i to jest straszne.

    Dziś też nie mogę się do niczego zmobilizować, niby się pouczyłam, niby ćwiczyłam, ale co to jest na 10 godzin na nogach? Ale już za chwilę, jeszcze trochę i się biorę za robotę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tak ostatnio również miałam. Robiłam totalne minimum. Jednak teraz postanowiłam się wziąć za poszerzanie wiedzy z pasji,ćwiczenia, naukę angielskiego, mam nadzieję, że praktyka trochę rozbudzi we mnie tą chęć do działania :)
    Pozdrawiam,
    Serafinia.

    OdpowiedzUsuń